czwartek, 4 września 2014

5. Pierwszy w szeregu, Jimmy Gralton

Proste, skromne przekazy. Brak konieczności doszukiwania się dodatkowych środków, które tłumaczyłyby różnorodne niedociągnięcia i błędy. Ken Loach w swojej najnowszej produkcji "Klub Jimmy'ego" nie usprawiedliwia, nie objaśnia, nie broni, pozwalając widzowi na dowolność bądź mnogość interpretacji. Wyraźnie dystansuje się od filmu, zaś historię opartą na kanwie prawdziwych zdarzeń przedstawia jasno oraz rzeczowo. Pomyślmy jednak, czy poprawna opowieść pozbawiona dozy szaleństwa może olśnić do cna (nawet, gdy ma się do czynienia ze żwawym protagonistą...)?


A jest nim Jimmy Gralton, Irlandczyk, mężczyzna posiadający niezmącone poczucie przynależności oraz prezentujący gruntowny system wierzeń, przeświadczeń. Niegdyś deportowany do Nowego Jorku, wraca w rodzinne strony po dziesięciu latach przebywania na obczyźnie. Zostaje niemalże natychmiastowo wtajemniczony w plany mieszkańców obejmujące odbudowę starego, zapomnianego klubu. Azyl ten pełnił funkcję miejsca spotkań, w którym krzewienie świadomości i niezależności było celem najwyższym. Oddychało się tam pełną piersią, poszerzało horyzonty myślowe, ale przede wszystkim nawiązywało trwałe więzi z resztą jego członków. Pomysł wznowienia ryzykownej działalności rozbudza protest instytucji Kościoła Katolickiego. Jak tu zapanować nad niesnaskami, kiedy przeciwnicy tak zaciekle bronią własnych stanowisk? 

Panorama wsi wraz z jej dorodnym bogactwem w postaci pól, łąk i idyllicznie wyglądających chatek, zachwyca, nasuwa skojarzenie widokówek, w które można się ustawicznie wpatrywać. Przy pomocy dźwięków skocznej, rytmicznej muzyki, poznajemy niewielką cząstkę kultury oraz tradycji tego kraju.


Nasz bohater wykazuje się brawurową odwagą i sprytem. Jest gawędziarzem, wysokiej klasy mówcą, zatem doskonale wie, w jaki sposób rozognić nadzieję wśród lokalnej społeczności, a zwłaszcza w nieustraszonej, dzielnej młodzieży. Dlaczego więc, wbrew zaletom, których wyliczanie może nie mieć końca, brakuje mu blasku? Przydzielenie głównej roli Barry'emu Wardowi okazało się niezbyt słuszną decyzją. Niezależnie od jego aparycji, nakreślił wyłącznie połowiczny charakter swojej kreacji. 

Kto wrażliwszy, wzruszy się. Kto ciekawszy, będzie wyczekiwał momentu rozwiązania akcji. Kto spokojniejszy, doceni wolno rosnące napięcie. Udział w przedpremierowym pokazie "Klubu Jimmy'ego" zawdzięczam dystrybucji Best Film oraz Kinu Pod Baranami. Dziękuję raz jeszcze za przyczynienie się do uświetnienia tego pamiętnego dnia, w którym odbył się II Ogólnopolski Zjazd Blogerów Filmowych. Ufam, że wiele wspólnych projekcji jeszcze przed nami, a ta zapoczątkowała ciekawą przygodę, której mam przyjemność być częścią.

W nas jest siła!

2 komentarze:

  1. Super napisane! Często wracam myślami do tego filmu co świadczy o tym, że był dobry! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Admit it! Wracasz myślami, bo przecież siedziałaś tuż obok mnie.. ;-)! A tak na serio, śmiałyśmy się dokładnie w tych samych momentach. Zwróciłam na to uwagę.

      Usuń