niedziela, 15 lutego 2015

13. A bodźcem jest Paryż

Walter Keane patrzy na sztukę przez pryzmat honorariów, blichtru i sławy. Nie zajmuje go jej doskonałość, wielkość. Nie ma czasu na normatywne dla artysty poczucie zatracenia, na poszukiwanie pytań, znajdowanie odpowiedzi. Nie szerzy też chęci zgłębiania czy definiowania świata. Natchnienie, a owszem, niech służy, ale wyłącznie jako figura niezbędna każdemu autorowi. Ile jest radości w twórczości udawanej? A jak ewidentna okazuje się różnica w spojrzeniu na artyzm - cudzy i własny?


Swoją żonę, Margaret, poznaje zupełnym przypadkiem, gdy ta próbuje otrząsnąć się z pierwszego nieudanego małżeństwa, wydeptując zarazem dla siebie i córki nową drogę, całkowicie samodzielną, niezależną. Malarka posiada pewną niespotykaną umiejętność, a mianowicie portretuje małe, odosobnione dzieci w najróżniejszych okolicznościach. Szczególny nacisk kładzie na staranność i troskę o detale, którymi są wielkie, na ogół smutne, tajemnicze oraz nieodgadnione oczy, szkicowane z zamiłowaniem. Nie zostają one jednak właściwie docenione, a uliczne targowisko, zdaje się, nie sprzyja tak oderwanym od rzeczywistości i atypowym pracom. Do osiągnięcia rozgłosu potrzeba nieprzyzwoitości, ciętego języka, specyficznej żywotności i gorączkowej ambicji. Zbiór wszystkich tych cech przypasować można do bohatera (w roli Christoph Waltz), którego nieokiełznanie sprowokuje przykry w skutkach ciąg zdarzeń, zaś obietnicom przez niego złożonym zabraknie pokrycia.

To kłamstwo kieruje Keane'ów na ścieżki kręte i wyboiste, doprowadzając ich ku podnóżom sukcesu, ale nie dzieląc go na dwóch. To mąż, niepoprawny gawędziarz, sam podpisuje się pod wszystkimi obrazami, zgarniając uznanie tylko dla siebie, partnerkę natomiast traktując jak konieczną siłę roboczą. Studiuje jej dorobek, perfekcyjnie przygotowuje się do udzielanych wywiadów, organizowanych wernisaży oraz spotkań z mediami. Konstrukcja skrzywionego charakteru tej postaci, jej psychologizm, jest na tyle ciekawy, niejasny, nieprzenikniony, że o całej reszcie przypominałam sobie dopiero wtedy, kiedy pojawiała się na ekranie. 


Opowieść dobrze się śledzi z powodu barwnych, nasyconych zdjęć, jakby dotkniętych pędzlem. Dalszy plan przedstawiony został w konwencji Tima, uderzył efektownością. Pozostałość (przekaz, treść) sprawiła zawód. 


Mówiło się już wiele na temat tego filmu. Że mało Burtona w Burtonie, że mało zawikłany, mało szalony. Zgadza się. I choć nie ma nic złego w wymknięciu się normom, w eksperymentowaniu z inną stylistyką, wolałabym, ażeby poświęcił się na realizację tego, co mu w duszy gra. Po to ta rozpiętość form, by z nich korzystać, wybierać w czymś nowym. Tyle, że "Wielkie oczy" są mętne (mimo kolorystyki i kompozycji bogatej), średnio udane, a na końcu zbanalizowane. 

środa, 14 stycznia 2015

12. W zdrowiu i w chorobie

Co w życiu dr Alice Howland jest absolutnym priorytetem? Pielęgnowanie pamięci. Bez tego, naturalnie, trudno o sukcesy na polu zawodowo-naukowym, o inwestowanie w siebie, swoich bliskich. Co natomiast dzieje się w momencie, w którym owa pamięć, doskonale wyćwiczona, stopniowo słabnie, zaczyna dokuczać, by na końcu stała się przekleństwem oraz miarą bólu? Mówi się, że choroba nie wybiera, pojawia się jako nieproszony gość, którego tak po prostu nie można odprawić. 


Nasza główna bohaterka stanowi autorytet. Wykłada lingwistykę na Uniwersytecie Columbia, posiada trójkę dorosłych dzieci, kochającego męża. Jej codzienność jest jak z obrazka, namalowanego ciepłymi, jasnymi barwami, należałoby dodać. Odczuwa dumę z powodu osiągnięć, jednakże nie poprzestaje na nich, by móc bezustannie piąć się w górę, pokonywać wszelkie możliwe opory. Gdy słyszy diagnozę, która równocześnie okazuje się być niezwykle rzadkim klinicznym rozpoznaniem, nie tylko oswaja się z tą tragiczną wieścią. Poszukuje też kreatywnych rozwiązań, chcąc jak najdłużej pozostać w dobrej formie. 

Fakt, że nie toczy samotnej walki, jest sprawą największej wagi. To rodzina kreuje dla matki nową rzeczywistość, w którą wkroczyć musi każdy jej członek. Niewyczerpany zapas cierpliwości, miłości, ciepła i opieki zacieśnia więzi domowników, czyniąc ich wzajemne relacje mocniejszymi, prawdziwszymi. Alice otrzymuje także strumień wsparcia i empatii od ludzi z zewnątrz. Podczas sceny przemówienia dokonuje szczerej konfrontacji z inwalidztwem, ułomnością. Głośne oklaski tłumu zebranych tylko potwierdzają ufność słów, których z upływem chwil będzie w stanie wypowiadać znacznie mniej. 

Hi, Alice. I'm you. And I have something very important to say to you.

Wraz z postępującym Alzheimerem, kobieta zostaje odcięta od wspomnień, sytuacji z przeszłości. Powoli gaśnie oraz przestaje orientować się w otaczającej ją przestrzeni. Julianne Moore doskonale interpretuje postać. Rozumie specyfikę tej właśnie przypadłości, tworzy dramatyczne napięcie, świetnie pracuje ciałem, mistrzowsko gra spojrzeniem. Długie ujęcia, zbliżenia na twarz nadają filmowi klimat intymny i bardzo prywatny. 


"Still Alice" jest niezależną, kameralną produkcją. I dobrze. Wnioskuję, że nie potrzeba nic więcej, nic ponad prostotę i nośność przekazu.