Nagła i niespodziewana wiadomość dotycząca śmierci wybitnego artysty jest ciosem w podbrzusze. Spekulacje na temat jego stanów emocjonalnych są niemniej bolesne. Dlaczego? Zwykle utożsamiamy aktora z postaciami, w które się wcielał, i które budował od podstaw, a nie postrzegamy go jako istoty odrębnej oraz funkcjonującej we własnej rzeczywistości. W nią widz nie ma wglądu. Robin Williams był mistrzem dowcipu, posiadał piękny i rozczulający uśmiech. Można jedynie wzdrygnąć się na myśl o tym, czego doświadczał, pamiętając równocześnie o udzielonych przez niego lekcjach i wartościowych wskazówkach.
Bądź inspiracją, daj się poznać
John Keating w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów" uwierzył w młode, pełne ambicji umysły chłopców z Akademii Weltona, a w swoich dość niekonwencjonalnych metodach nauczania kierował się hasłem "Carpe Diem". Lubował się w swobodzie twórczej, preferował żywiołowy sposób wyrażania emocji. Cenił odmienność, pragnął udowodnić podopiecznym, iż życie to niezrównana wędrówka prowadząca do absolutu. Doskonale rozumiał ich utrapienia. Flirtował ze sztuką, upajając się wyjątkowością mocy pisanego słowa. Miał do wypełnienia misję. Nie odpowiadała ona filozofii wpisanej w żelazne reguły oświaty, dla której to, co wykracza poza zwyczaje, staje się nieprzyzwoite.
Poświęcenie najczęstszym wyrazem miłości
Słyszy się o tym, że poniesione konsekwencje uczą pokory, zaś popełnione błędy dają możliwość udoskonalenia siebie. W tych rozważaniach postawić kropkę nad "i" byłby w stanie Daniel Hillard, figlarny ojciec trójki dzieci. Zmuszony opuścić dom i rodzinę, postanowił znaleźć sposób, dzięki któremu uzasadnił szczerą nadzieję na powrót do bliskich. Wyzbył się wszelakich ograniczeń, z dziwactw uczynił atut. Podkreślił sens zmian determinujących rozwój człowieka. Zachęcił do podejmowania wyzwań. Każdą przeszkodę minimalizował dystansem, umiał jednak stanąć na baczność, gdy sytuacja tego wymagała. Bohater drugiej szansy dowiódł, że w pełni na nią zasłużył.
Dobrze jest wtedy, kiedy śmieją się oczy
"Patch Adams" to mój ukochany film z udziałem Robina Williamsa. Pokrzepiająca kreacja dojrzałego studenta medycyny dociera do mojej wrażliwości. Z jakich powodów? Pokazał, jak ważny jest niewymuszony szacunek w odniesieniu do drugiej osoby. Zaimponowała mi przyjęta przez niego postawa aktywisty. Żartem koił bóle pacjentów, pomagając przetrwać najtrudniejsze etapy chorób. Sądził, że praca lekarza nie ma prawa wynikać z obojętności i nonszalancji. Buntował się w imię Sprawy. W przeszłości toczył walkę z demonami. Ta prywatna wygrana wykrystalizowała jego dążenia, czyniąc marzenia realnymi do spełnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz