niedziela, 24 sierpnia 2014

4. On tańczy z aniołami


Nagła i niespodziewana wiadomość dotycząca śmierci wybitnego artysty jest ciosem w podbrzusze. Spekulacje na temat jego stanów emocjonalnych są niemniej bolesne. Dlaczego? Zwykle utożsamiamy aktora z postaciami, w które się wcielał, i które budował od podstaw, a nie postrzegamy go jako istoty odrębnej oraz funkcjonującej we własnej rzeczywistości. W nią widz nie ma wglądu. Robin Williams był mistrzem dowcipu, posiadał piękny i rozczulający uśmiech. Można jedynie wzdrygnąć się na myśl o tym, czego doświadczał, pamiętając równocześnie o udzielonych przez niego lekcjach i wartościowych wskazówkach. 

Bądź inspiracją, daj się poznać


John Keating w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów" uwierzył w młode, pełne ambicji umysły chłopców z Akademii Weltona, a w swoich dość niekonwencjonalnych metodach nauczania kierował się hasłem "Carpe Diem". Lubował się w swobodzie twórczej, preferował żywiołowy sposób wyrażania emocji. Cenił odmienność, pragnął udowodnić podopiecznym, iż życie to niezrównana wędrówka prowadząca do absolutu. Doskonale rozumiał ich utrapienia. Flirtował ze sztuką, upajając się wyjątkowością mocy pisanego słowa. Miał do wypełnienia misję. Nie odpowiadała ona filozofii wpisanej w żelazne reguły oświaty, dla której to, co wykracza poza zwyczaje, staje się nieprzyzwoite.

Poświęcenie najczęstszym wyrazem miłości

 

Słyszy się o tym, że poniesione konsekwencje uczą pokory, zaś popełnione błędy dają możliwość udoskonalenia siebie. W tych rozważaniach postawić kropkę nad "i" byłby w stanie Daniel Hillard, figlarny ojciec trójki dzieci. Zmuszony opuścić dom i rodzinę, postanowił znaleźć sposób, dzięki któremu uzasadnił szczerą nadzieję na powrót do bliskich. Wyzbył się wszelakich ograniczeń, z dziwactw uczynił atut. Podkreślił sens zmian determinujących rozwój człowieka. Zachęcił do podejmowania wyzwań. Każdą przeszkodę minimalizował dystansem, umiał jednak stanąć na baczność, gdy sytuacja tego wymagała. Bohater drugiej szansy dowiódł, że w pełni na nią zasłużył.

Dobrze jest wtedy, kiedy śmieją się oczy


"Patch Adams" to mój ukochany film z udziałem Robina Williamsa. Pokrzepiająca kreacja dojrzałego studenta medycyny dociera do mojej wrażliwości. Z jakich powodów? Pokazał, jak ważny jest niewymuszony szacunek w odniesieniu do drugiej osoby. Zaimponowała mi przyjęta przez niego postawa aktywisty. Żartem koił bóle pacjentów, pomagając przetrwać najtrudniejsze etapy chorób. Sądził, że praca lekarza nie ma prawa wynikać z obojętności i nonszalancji. Buntował się w imię Sprawy. W przeszłości toczył walkę z demonami. Ta prywatna wygrana wykrystalizowała jego dążenia, czyniąc marzenia realnymi do spełnienia. 

środa, 6 sierpnia 2014

3. Zadrżyj wspomnieniem dawnych lat


Michael: [speaking to Carlo] Only don't tell me you're innocent. Because its insults my intelligence and makes me very angry.


Niesamowita jest potęga kina, dzięki której wykreowane światy pochłaniają bez reszty, a źli bohaterowie wabią i oszałamiają. W filmie Francisa Forda Coppoli nie ma miejsca na krępację i konwenanse, zaś przymiotnik "niegrzeczny" był jedynym, który cisnął mi się na usta po zakończonym seansie. Oswojona z doznaniami, zanotowałam podstawową myśl. Klasyka gatunku przetrwa próbę czasu. Wyjątkowość w przeżywaniu obrazu nasila się przy jego pierwszej projekcji. Przyjemność z poznawania początków dziejów rodziny Corleone mam już za sobą. 

Poczucie braku stabilizacji i bezpieczeństwa burzy codzienność Don Vita, który, jak dotąd, słynął z nienagannej opinii panującej wśród sycylijskiej społeczności. Podjęta przez niego decyzja nie tylko odmienia losy krewnych mafijnego przywódcy, lecz też mobilizuje ich do rozpoczęcia wspólnej walki. Czy doświadczony, mocny w sile oraz efektywny w działaniu klan zdoła schwytać równie niebezpiecznych zamachowców? W kontrze do działalności przestępczej, Michael, jeden z synów, na co dzień odseparowany od ryzykownych kręgów, nie identyfikuje się z ideologią pozostałych braci i ojca. Swój sprzeciw uzasadnia w dialogu prowadzonym z ukochaną, Kay Adams. Początkowo wierzy w to, że świadome wyobcowanie może przynieść mu wyłącznie zysk. Wkrótce jednak przekona się, że życie bywa przewrotne, a chcieć nie zawsze oznacza móc. 

Za ukształtowanie oraz udoskonalenie charakterów postaci odpowiedzialni są przede wszystkim aktorzy. Bezpretensjonalność i lekkość gry Marlona Brando zasługuje na gromki aplauz. W momencie, w którym składa ofertę nie do odrzucenia, trudno nie uwierzyć mu na słowo. Operując gestem i przenikliwym spojrzeniem, budzi podziw. Sztuką finezji uwodzi również sam Pacino, którego obecność w amerykańskich produkcjach jest niezaprzeczalną gwarancją sukcesu. Trafnie dobrana obsada to powód do triumfu. 


Szczypty pikanterii dodaje muzyka Nino Roty. Wspaniale skomponowana ścieżka dźwiękowa idealnie koresponduje z napiętą, chwilami dosadną atmosferą dzieła. Pokuszę się o stwierdzenie, iż słynne "Love Theme" stało się jednym z najbardziej reprezentatywnych utworów w historii światowej kinematografii. Uderza we wzniosłe tony, uruchamiając emocje. 

Protagonistów raczej się lubi. Protagonistom zwykle się kibicuje. W tym przypadku nie ma mowy o odstępstwie od powyższego założenia. Widz nie angażuje się w moralizatorstwo, nie ocenia postaw, tymczasem chłonie wrażenia obfite w brutalność. "Ojciec Chrzestny" pozbawiony jest skrupułów, z tej racji fascynuje nawet najbardziej wysublimowane gusta, dociera do bardzo szerokiego grona odbiorców, a co najważniejsze, nie pozwala o sobie zapomnieć.